Dzień meczowy to dla zawodników coś wyjątkowego. Ekscytacja zbliżającym się pojedynkiem narasta z każdą godziną…. Do czasu.
Sobotni poranek. Budzik nastawiony na 8:00, ale adrenalina sprawia, że pobudka następuje wcześniej – bez dzwonka. Dzień zaczyna się od obowiązkowego gifa na Facebooku z napisem “Game Day Baby”. Prysznic, śniadanko i jak najszybsze wyjście z domu. Na stadionie najpierw pomoc w przygotowaniu boiska, a potem obowiązkowa rozgrzewka. Tuż przed meczem motywacyjny “spicz” w szatni, po którym ciarki przechodzą po plecach i pojawia się ulubiona gęsia skórka. Nabuzowany wychodzisz na boisko, bo wiesz, że zaczniesz w pierwszej akcji – przecież grasz w kick off returnie. Wszystko gotowe, gwizdek sędziego i nagle… paraliż – jak kopną krótko to mogę dotknąć piłki czy nie?
Kopnięcia w futbolu to największa zmora zarówno zawodników, jak i sędziów. Podczas tych akcji zawsze dzieje się najwięcej. Powiedzenie “expect the unexpected” zostało wymyślone chyba właśnie dla tego rodzaju akcji. A sprawa, zwłaszcza z punktu widzenia zawodników, wydaje się banalnie prosta.
Wszystko sprowadza się do ustalenia co mogą zrobić z piłką zawodnicy drużyny kopiącej, gdy ta poleci poza linię wznowienia. Oto najważniejsze zdanie tego tekstu: podczas puntu, który poleci poza linię wznowienia i nie dotknie żadnego zawodnika drużyny odbierającej, nie mogą zrobić absolutnie nic! We wszystkich pozostałych sytuacjach o piłkę należy walczyć.
Do użytkowników skrótu “TLTR”: można już dalej nie czytać.
Problemu nie ma, gdy drużyna odbierająca chce returnować. Gorzej, gdy z sideline’u pada polecenie, żeby zostawić piłkę i się od niej jak najdalej odsunąć, wyrażone jednym, krótkim, dosadnym “sp…adać”! Tymczasem zawodnicy robią coś, co jest nie do ogarnięcia dla osoby patrzącej z boku. Wiedząc (chyba nie), że TYLKO dotknięcie tej piłki daje szanse rywalowi, stoją wokół niej, rozkładając ręce i pilnując, by czasem nikt inny nie podszedł bliżej. A piłka “tańczy” i skacze nieregularnie. A sępy (znaczy rywale) tylko czekają na dotknięcie. I najczęściej jest dotknięcie. A wystarczy, by zawodnicy drużyny odbierającej, po tym jak piłka przeleci nad linią wznowienia, zeszli z boiska. Just as simple as that – jak mawiają starzy górale.
Kick off wydaje się sprawiać o wiele mniej problemów, chyba że…. Chyba, że piłka spadnie w środku formacji. Wtedy pojawia się konsternacja: mam łapać czy nie? A piłka czeka na to kto pierwszy ją podniesie. A rywale już pędzą do tej piłki by ją legalnie nakryć (bo przenosić nie mogą).
Na koniec został nam tzw. onside. Dzięki futbolistom Atlanty Falcons wszyscy, którzy coś spaprali przy takiej akcji, mogą powiedzieć, że “nawet w enefelach nie wiedzą jak to grać”. W końcówce meczu z Dallas Cowboys (niedziela 20.09 br. – przyp. autora), Kowboje wykonywali właśnie onside kick. Zasady są takie: jest strefa 10 jardów, którą musi pokonać piłka, by drużyna kopiąca mogła jej dotknąć. Drużyna KOPIĄCA! Drużyna odbierająca może to zrobić w dowolnym miejscu boiska, czyli nie musi czekać, aż piłka przeleci te 10 jardów. A co zrobili gracze Atlanty? Kulturalnie podbiegli do piłki w połowie tego dystansu i elegancko eskortowali ją do dziesiątego jarda, by pan w srebrnym kasku z gwiazdą mógł ją odzyskać. Bo Atlanta lubi przegrywać mecze nie do przegrania. Tutaj ta akcja.
Kick off – łap jak najszybciej!
Punt – uciekaj!
Fot. Dariusz Jacek / Interception